Liberalizm to pojęcie na wskroś wypaczone i zawłaszczone przez socjaldemokratów i socjalistów demokratycznych na całym świecie. Coraz więcej osób doktrynę polityczną i moralną wolności osobistej zaczyna utożsamiać z roszczeniami lewicy „obyczajowej” wobec państwa – dochodzi do takiej paranoi, że liberalnym nazywa się refundowanie na koszt podatników „in vitro” czy aborcji. Liberalizmem nazywa się dzisiaj wszystko – demokrację, egalitaryzm, sprawiedliwość społeczną, modernizowanie państwa, chęć budowania państwa europejskiego, technokratyczny pragmatyzm polityczny bez zasad – tylko nie wolność osobistą. Mimo to, trwam przy tym terminie. Po pierwsze liberałami nazywali sami siebie myśliciele, których tradycję intelektualną i duchową chciałbym podtrzymać (Moje typy); a po drugie wciąż sporo osób kojarzy ten termin z jego korzeniami; po trzecie wreszcie zwyczajnie lubię to słowo, nie chcę go zamieniać na nic innego.
Kontrkandydatem terminowym liberalizmu jest libertarianizm. Ale używanie tego słowa jako synonimu liberalizmu wprowadza jeszcze większy zamęt, zamiast go ograniczać. Libertarianizm historycznie jest różną doktryną – francuscy socjalistyczni anarchiści zaczęli go używać, aby unikać nacechowanego negatywną konotacją słowa „anarchia”. I w istocie wydaje się, że współcześnie doktryna libertariańska jest jakby pojemniejsza od liberalizmu. Nie tylko dlatego, że wielu libertarian (w przeciwieństwie do niewielu liberałów) neguje potrzebę istnienia państwa, ale przede wszystkim dlatego, że zdaje się skupiać na ograniczeniu państwa, pozostawiając przestrzeń moralną (i rzadziej – ekonomiczną) albo pustą, albo związuje ją z inną ideologią (liberalizmem, konserwatyzmem, socjalizmem, nacjonalizmem, zielonizmem, etc). Libertarianinem, o ile domaga się ograniczenia/likwidacji państwa, może być zarówno socjalista (Noam Chomsky), jak i leseferysta (Murray N. Rothbard). Libertarianinem może być zarówno tradycjonalistyczny konserwatysta (Hans-Hermann Hoppe), jak i „postępowiec” (Gary Johnson). Libertarianinem jest każdy, kto domaga się ograniczenia państwa – niezależnie czy domaga się tego po to, by budować wspólnotę komunistyczna, komunę hippisowską, społeczność teokratyczną czy liberalny globalny kapitalizm.
Ja wpadam oczywiście w ten worek – nie neguję potrzeby ograniczenia/likwidacji państwa – ale chciałbym swoją pozycję ideologiczną nieco zawęzić. Głównie dlatego, że dla mnie równie ważne, co anty-etatyzm, są inne składniki liberalnej ideologii: kapitalizm, racjonalizm, tolerancja, kosmopolityzm i sprawiedliwość.