Federacja, autonomia i secesja
Żeby liberalizm mógł się uwolnić od przekleństwa inżynierii społecznej utylitarystycznego państwa opiekuńczego – w którym połowa dochodu narodowego jest w żonglujacych nimi rękach biurokracji; w którym połowa populacji żyje na koszt drugiej połowy; w którym represjonowane jest wszystko co zwiększa naszą produktywność; w którym solidarność zastąpiona jest rabunkiem; w którym za nic ma się wolność osobistą – musi się decentralizować. Decentralizacja polityczno-gospodarcza to musi być najważniejszy punkt programu liberalnego XXI wieku.
Im mniej decyzji polityczno-gospodarczych jest podejmowana na szczytach władzy, tym zdrowiej dla jej poddanych. Im niżej na szczeblach władzy te decyzje są podejmowane, tym łatwiej obywatelom je kontrolować. Im silniejsze jest społeczeństwo obywatelskie względem władzy, tym mniej będzie jej nadużyć. Im większa część dochodu narodowego jest w rękach prywatnych, tym mniejsze będzie marnotrawstwo rujnujące gospodarkę. Im więcej pieniędzy w kieszeniach będą miały jednostki, tym większa będzie ich zdolność do angażowania się na rzecz dobra wspólnego i tym ambitniejsze cele będą sobie stawiały. Im bardziej sfederalizowane będzie państwo, tym liberalniejsza będzie jego polityka. Im więcej państw będzie gwarantowało prawo do secesji, tym większa wolność w świecie będzie panowała.
Ideał ten w swoich konstytucjach gwarantowały tylko dwa państwa: ZSRR i Liechtenstein. Powszechnie się uważa, że ZSRR nie przestrzegał swojej konstytucji dlatego, że nie był demokracją. Nic bardziej mylnego – Liechtenstein też do najdemokratyczniejszych nie należy, a konstytucja jest tam dla rządu świętością. Jest więcej przykładów, historycznych i obecnych, gdzie demokracja nie idzie w parze z rządami prawa (np. współczesne państwa afrykańskie) lub vice versa (poza Liechtensteinem, Singapurem i do niedawna Hong-Kongiem dobrym przykładem jest renesansowa Wenecja).
Powołując się na prawo do secesji zawarte w konstytucji kraje okupowane przez ZSRR w 1991 roku, oderwały się od osłabionego tyrana – co zresztą dowodzi, że sama konstytucja jest nieistotna, istotne jest to, czy władza gotowa jest jej przestrzegać; istotne są warunki polityczne. W Liechtensteinie dla odmiany naciski księcia Hansa-Adama II (jednego z ostatnich klasycznych liberałów piastujących publiczny urząd) spowodowały, iż do konstytucji tego małego, alpejskiego, ultra-bogatego kraiku wpisano prawo do secesji dowolnej gminy. Czyż można ufać swoim obywatelom bardziej niż pozwolić im założyć własne państwo, jeśli moja władza im się nie podoba? Przepis ten – o ile jest przestrzegany – sprawia, że państwo w istocie znacznie bardziej przypomina dobrowolne stowarzyszenie (odwieczny ideał liberalizmu) niż ta dysfunkcjonalna przeciw-rozwojowa i anty-wolnościowa pokraka, w której żyjemy, a którą demokratyczne wybory mają uszlachetniać i legitymizować.
Musimy dążyć do prawa do secesji dla każdego województwa, gminy, osiedla czy indywidualnego domu, żebyśmy mogli zachować wolność.