Na niektóre sprawy zwykło się patrzyć globalnie, a na niektóre w ciasnym obrębie swojego państwa narodowego. Nie wiadomo właściwie dlaczego taka a taka perspektywa odnośnie różnych spraw przyjęła się w dyskursie publicznym, ale funkcjonują one jako rzeczy oczywiste same przez się.
Weźmy przykład „sprawiedliwości społecznej” – ta zawsze realizowana jest rękoma rządu w ramach państwa narodowego, stąd też jej retoryka zwykle nie jest wolna od plemiennych sentymentów. Ale na dobrą sprawę co nam każe sądzić, że zabieranie Jackowi, żeby dać Zbyszkowi jest właściwie, a opodatkowanie krajów korzystnego klimatu umiarkowanego w celu redystrybucji środków do krajów klimatu tropikalnego i okołobiegunowego, wydaje się być absurdem? Racjonalniej byłoby stwierdzić, że obie propozycje są albo absurdalne, albo też uzasadnione.
Hipotezę globalnego ocieplenia natomiast zwykło się rozpatrywać z perspektywy ogólnoświatowej. Nikt – poza oszołomami – nie twierdzi, że podwyższenie średniej temperatury o kilka stopni będzie dobre dla Polski. Kto odpowiedzialny będzie deliberował o cytrusach na polskiej ziemi gdy Nowy Jork, Wenecja i Amsterdam są zagrożone zatonięciem? Ale skoro patrzymy na inne rzeczy przez pryzmat ciasnego interesu narodowego, to dlaczego na zmiany klimatyczne już nie? Skoro angażujemy się w wojny w Iraku i w Afganistanie, bo tego wymaga racja stanu, to dlaczego by nie poświęcić dla interesu narodowego trochę Amerykanów czy Holendrów? Co każe nam kierować się racją stanu w polityce zagranicznej, a racją planety w polityce klimatycznej? Albo i jedno i drugie racjonalnie byłoby rozpatrywać z perspektywy globalnej, albo i jedno i drugie z perspektywy narodowej.
Racjonalne myślenie podlega dziś większej inflacji niż pieniądz fiducjarny. Ilość mitów i fałszywych założeń w obiegu polityczno-medialnym jest zatrważająca. Jaka zatem jest perspektywa liberalna? Światowa czy narodowa? Oczywiście żadna. Liberalizm dostrzega, że to, co powszechnie uznaje się, za realizowanie interesu narodu czy świata za pomocą państwowej redystrybucji jest najczęściej korzyścią jednych kosztem innych. Liberalizm dostrzega, że pod piękną retoryką dobra wspólnego najczęściej czai się zwykły wyzysk – klasyczna kradzież.
A kradzież jak uczy nas etyka jest zła, a jak uczy nas ekonomia – nieefektywna.