Liberałowie w swojej dziecinnej wierze w możliwość zbudowania liberalnego państwa irytują mnie bardziej niż socjaliści wierzący, że nacjonalizacja środków produkcji w społeczeństwie demokratycznym doprowadzi do dobrobytu. Łudzenie się, że państwo można ograniczyć do „minimum” jest jeszcze bardziej irytujące niż łudzenie się, że da się je zlikwidować. Państwo jak już powstanie, to będzie dążyć do ekspansji swojej kontroli – zawsze i wszędzie. Żadna konstytucja, żadne wybory i żadne preferencje polityczne tego nie zmienią. Nie da się na dłuższą metę stworzyć systemu politycznego, który nie będzie stale dążył do centralizacji.
Poddani nie mogą ograniczyć państwa tym bardziej. Ba! Nie mogą go ograniczyć nawet rządzący (nawet dysponujący władzą totalitarną!), bo są uzależnieni od skomplikowanej siatki wpływów wielu grup interesu, od których przetrwanie ich władzy zależy. Państwo może tylko upaść w wyniku wewnętrznego kryzysu, który osłabi albo zniszczy powiązania grup, na bazie których bazują kanały redystrybucji.
Mancur Olson wyjaśnił ten proces w swoim wielkim dziele „Logika działania zbiorowego”. Grupy interesu stają się coraz bardziej zaangażowane w pogoń za rentą, a coraz mniej w produkcję i tworzenie dobrobytu. Całe społeczeństwo zaczyna upadać, i tylko znaczący wstrząs systemu, jak klęska militarna lub rewolucja, może złamać ustalone grupy, które prowadzą drenaż społeczeństwa, rujnując gospodarkę. Dokładnie tak, jak było w Starożytnym Rzymie od III do V wieku. Rozbudowane państwo nie było w stanie utrzymać wydatków na wojsko i infrastrukturę, opierając swoje wpływy na rosnącym opodatkowaniu latyfundiów opartych na pracy niewolniczej, która jest niewydajna i tłamsi przedsiębiorczą innowacyjność. Podatki rosły, a wpływy z nich się kurczyły. W desperacji władza rzymska zaczęła psuć monetę, żeby łatać swój budżet, co tylko przyspieszyło agonię.
Jaki z tego wniosek? Czy nie ma żadnej nadziei? Co może zaoferować nam program liberalny? Przyznam, że pokładam niewielką wiarę w działanie polityczne. Uważam, że w polityce ludzie uczciwi i głoszący niepopularne hasła nie mają żadnych szans. Polityka to budowanie nieuczciwych układów i głoszenie haseł demagogicznych – wiele zależy od kultury politycznej danego społeczeństwa, ale istoty procesu zdobywania i utrzymywania władzy nie zmieni nic.
Uważam, że liberałowie powinni więcej czasu poświęcać meta-polityce: działaniom oddolnym, uświadamiającym i edukacyjnym, żeby przygotować jak najwięcej ludzi do nadchodzącego, w wyniku postępującej niewypłacalności, upadku socjaldemokracji zachodnich. Już teraz powoli ludzie przestawiają się z myślenia np. o emeryturze. Trzeba ten proces wspierać wszelkimi sposobami i środkami: musimy ludziom tłumaczyć, że muszą oszczędzać; że muszą dbać o siebie, swoich bliskich i innych ludzi będących w potrzebie. W kolejnych dekadach będą bankrutowały stopniowo kolejne dziedziny będące monopolem państwa. Gdy to nastąpi trzeba ludzi przekonać, że konkurencja jest zjawiskiem pozytywnym i pożądanym. Ludzie muszą pojąć, że nie da się uciec od odpowiedzialności za swoje życie i swoją wolność.
Za Hayekiem uważam, że taka strategia jest racjonalniejsza długoterminowo, od angażowania się w działalność partyjną.