„Wydłużająca się lista nietrafionych inwestycji komunikacyjnych to nie tylko skutek słabego przygotowania merytorycznego wielu włodarzy miast, ale też ogromnego upolitycznienia tej sfery usług. Wiele decyzji związanych z transportem publicznym wynika z kalkulacji politycznych, propagandowych, chęci zyskania w oczach wyborców, a nie analiz pod kątem efektywności ekonomicznej.
Medialne przejażdżki polityków autobusami, prezydenckie okólniki dotyczące temperatury, przy której należy włączać klimatyzację lub ogrzewanie, masowe kontrole kierowców, czy na trasie przestrzegają zaleceń, to drobne tego przykłady. Większe, to zmiany zaplanowanych tras np. tramwajowych czy kolei podmiejskich ze względu na lobbing mieszkańców, z których jedna grupa jest silniejsza „personalnie” od drugiej. W tę polityczną scenerię wpisuje się także niedawne zdymisjonowanie szefa warszawskiego Zarządu Transportu Miejskiego, gdy ruszyła akcja zbierania podpisów pod wnioskiem o referendum w sprawie odwołania prezydent stolicy, Hanny Gronkiewicz-Waltz.
Taka polityka w dużym stopniu przyczyniła się do gwałtownego wzrostu kosztów utrzymania komunikacji miejskiej. Symptomatyczne jest to, jak na wzrost kosztów i rosnący w jego wyniku deficyt komunikacji publicznej zareagowały władze miast. Większość w celu zwiększenia wpływów sięgnęła po podwyżki cen (często drastyczne) biletów, a koszty ogranicza cięciem oferty: likwidując niektóre kursy, skracając, a nawet zamykając linie. Tymczasem według ekspertów to nie tędy droga do wyjścia z kłopotów, bo o atrakcyjności transportu publicznego przesądza jego dostępność i duża częstotliwość połączeń. „Ręczne” napędzanie komunikacji pasażerów poprzez wprowadzanie opłat za parkowanie w centrach miast i likwidację wielu miejsc postojowych np. podczas remontu ulic czy placów też sprawdza się na krótką metę.”
Dlaczego ludzi nie da się przekonać, że rynek lepiej koordynuje ludzkie działania niż polityka i biurokracja we wszystkich sferach gospodarki? Rynkowa alokacja kapitału jest efektywniejsza i racjonalniejsza nie tylko w produkcji i dystrybucji długopisów, ale też w rzeczach „społecznie doniosłych” – swoją drogą ciekawe dlaczego transport publiczny jest bardziej „społecznie doniosły” niż mieszkalnictwo. Sprywatyzujmy transport publiczny – Hong Kong służy przykładem. Skończmy z irracjonalną spuścizną historyczną.