Szowinizm, kosmopolityzm i wolny rynek u Hellenów
Ludzi obcych, mówiących niezrozumiałym językiem, Grecy nazywali barbarzyńcami. Pierwotnie słowo o, jak się zdaje, takie tylko miało znaczenie. Młoda Grecja nie zawsze pogardzała obcymi, podziwiała ich także. Z biegiem lat coraz więcej jednak narastało uprzedzeń, nieufności, strachu, a wreszcie pogardy, gdy okazało się, że tych obcych można również pokonać, pojmać, uczynić z nich niewolników. Wyraźnie zarysował się podział świata na Hellenów i barbarzyńców. Wprawdzie gdy sofiści – greccy burzyciele ustalonego porządku – zaczęli w V wieku przed Chrystusem bronić praw natury, jeden z nich Antifon, ośmielił się głosić, że wszyscy ludzie zarówno Grecy jak i barbarzyńcy, są równie sobie z natury i z urodzenia.
O prawdzie tej zapomniał jednak wiek następny. Zagłuszyły ją potężne głosy wielkich filozofów, Platona i Arystotelesa. Pierwszy z nich uważał barbarzyńców za naturalnych nieprzyjaciół, z którymi należy toczyć wojnę nieubłaganą, by zamienić ich w niewolników lub nawet zupełnie wymordować. Arystoteles przyznawał mu rację, dodając od siebie, że wszystkim barbarzyńcom brak cech właściwych wolnym ludziom, bo są z natury niewolnikami, dlatego też rzeczą słuszną jest ich w ten sposób właśnie traktować. Takie były również przekonania Greków i Macedończyków, którzy szli na podbój państwa perskiego.
(…)
Już w V wieku Demokryt, który budował naturę z niepodzielnych atomów, powiedział kiedyś, że „mędrcowi wszystkie ziemie stoją otworem, bo dla człowieka prawego ojczyzną jest cały świat”.
(…)
Kojne cenili sobie wysoko kupcy, bo ułatwiała im znakomicie stosunki z partnerami nawet z bardzo odległych krain. Ożywiony handel łączył teraz ściśle wszystkie części ojkumene, zbliżał je, a w pewnej mierze także uzależniał od siebie. Człowiek interesu mógł wszędzie czuć się jak w domu: wszystkie monarchie hellenistyczne przeszły na gospodarkę pieniężną, zastępując nią przestarzały handel wymienny, wszyscy królowie bili podobne – mimo drobnych różnic – monety, we wszystkich miastach greccy bankierzy chętnie wymieniali obce pieniądze.
Kojne stała się również narzędziem i zarazem najwymowniejszym wyrazem jedności kulturalnej całego świata hellenistycznego. I właśnie ta jedność okazała się się najtrwalsza i najdonioślejsza. U stóp Akropolu w Atenach, nad jeziorem Moeris w Egipcie czy też w Suzjanie nad Eufratem Grecy zachowują te same zwyczaje i sposób życia, modlą się do jednych bogów (choć oczywiście nigdy nie odmawiają należnej czci także bóstwo miejscowym), obchodzą podobne święta, czytają podobne książki, oklaskują te same sztuki w teatrze, a przede wszystkim tak samo wychowują młodzież. Hellenem jest każdy, kto jest nim z ducha i kultury, kto otrzymał helleńskie wychowanie, bo o pochodzenie i krew nikt go pytać nie będzie.
— Anna Świderkówna, Hellenika. Wizerunek epoki od Aleksandra do Augusta